Artykuł publikowany na Forum Unii Pracy
Od fotoplastykonu
do kina stereoskopowego



Po wykupieniu w kasie biletu wchodziło się przez kotarę do niewielkiej zacienionej salki, w której na środku znajdowało się właściwe urządzenie fotoplastykonu. Obudowane było okrągłą, drewnianą ścianką parawanową, na około której przebiegał parapet, a nad nim znajdowały się, rozstawione regularnie, wzierniki okularowe. Widzowie siedzieli wokół na wysokich, bufetowych zydelkach i opierając się wygodnie na parapecie, zaglądali przez okulary. Wewnątrz obracał się bęben z ostro oświetlonymi zdjęciami. Okulary były stereoskopowe, a zdjęcia podwójne, więc oglądane obrazy wydawały się trójwymiarowe. Najczęściej były to zdjęcia krajobrazów, architektury, ludzi czy zwierząt z odległych egzotycznych krajów świata. Oczywiście zdjęcia były czarnobiałe, niektóre pochodziły z czasów przed wynalezieniem kinematografu.
Fotoplastykony były bardzo popularne i było ich wiele w miastach polskich w latach międzywojennych, a także tuż po II wojnie światowej. Nie stanowiły one jednakże większej konkurencji dla normalnych kin, w których wyświetlane były ruchome filmy, jakie rozpowszechniły sie szeroko już od połowy lat dwudziestych ub. wieku w całej Polsce.

Pod koniec lat trzydziestych większość nowych filmów była już udźwiękowiona, ale sporo wyświetlano jeszcze filmów niemych. Miały one zwykle akompaniament muzyczny. Pianista, grający na fortepianie z boku ekranu, starał się grać w rytm i stosownie do nastroju filmu. Same filmy nieme miały często wstawki tekstowe z objaśnieniami lub tytułami kolejnych fragmentów filmu.
Większość kin pracowała na zasadzie wyświetlania filmów non stop. Na salę kinową wchodziło się w dowolnym momencie, również w czasie trwania projekcji. Tak, że w czasie seansu na widowni panował prawie ciągły ruch, zaś obsługa sali wskazywała miejsca latarkami elektrycznymi. Nikomu to nie przeszkadzało, bo ludzie oglądali filmy bardzo emocjonalnie. Często na sali wybuchały salwy śmiechu, okrzyki zgrozy lub płacz.
W roku 1939 przez kina polskie przeszedł pierwszy, króciutki film kolorowy, pokazujący piękne krajobrazy, bodajże Wysp Hawajskich. Był wyświetlany jako dodatek do normalnych filmów i robił wielkie wrażenie. Ale na pełnometrażowe filmy kolorowe trzeba było poczekać jeszcze ponad dwadzieścia lat.

Po II wojnie światowej, zwłaszcza w latach pięćdziesiątych, kinematografia w Polsce osiągnęła szczyty popularności. Do kina chodziło się wówczas nie tylko po to, by zobaczyć wyświetlane filmy pełnometrażowe, ale także by oglądnąć "kronikę tygodnia", to jest filmową relację zdarzeń z całego świata. Wszak były to czasy, gdy o telewizji nikomu się nawet nie śniło. Mimo uruchomienia wielu nowych kin i bardzo popularnych, zwłaszcza na prowincji, licznych kin objazdowych, sale kinowe były prawie zawsze przepełnione, a przed kasami ustawiały się długie kolejki. Kto nie miał czasu na wystawanie po bilety, mógł je kupić po odpowiednio wyższej cenie u "koników", którzy funkcjonowali niezawodnie, mimo okresowych nalotów milicji.
Światowa kinematografia przeżywała wtedy też swe najlepsze lata, powstawały co raz to nowe gatunki i szkoły filmowe, które kształtowały modę i zapotrzebowanie widowni. W Polsce największą popularnością, obok licznych filmów polskich, cieszyły się wówczas m.in. “noworealistyczne” filmy włoskie, komedie francuskie z Fernandelem i kryminały angielskie.

Natomiast lata sześćdziesiąte przyniosły w kinematografii bardzo wiele nowości technicznych. Zaczęły powstawać filmy panoramiczne, stereofoniczne, wreszcie kolorowe. Te ostatnie po latach kilkunastu zapanowały prawie niepodzielnie, operując zresztą co raz doskonalszą paletą barw.
Wraz z nastaniem i rozpowszechnieniem się telewizji domowej w latach siedemdziesiatych, zapotrzebowanie i popularność klasycznego kina bardzo zmalały, sale kinowe opustoszały, a przemysł filmowy przestawił się na produkcję filmów dla telewizji. To też specjalnego znaczenia nabrały eksperymenty, wprowadzające nowe techniki wyświetlanie filmów, niekiedy bardzo znacznie odbiegające od technik klasycznych, korzystających z białego płaskiego ekranu.

Jednym z takich eksperymentów była circarama. Salę kinową stanowiła okrągła arena otoczona ciągłymi ekranami. Widzowie oglądali film, stojąc w środku, podczas gdy film był wyświetlany na wszystkich ekranach wokół nich równocześnie przez jedenaście projektorów. Oczywiście były to filmy specjalnie dostosowane, więc np. filmy turystyczno-krajoznawcze, plenerowe. A więc narciarze jechali wprost na widzów, przejeżdżali obok i zjeżdżali w dół za nimi, albo huculi tańczyli dookoła nich. Widzowie musieli się w kółko obracać, a przynajmniej kręcić ciągle głowami. Circarama przez kilkanaście lat stanowiła ciekawostkę m.in. Wystawy Osiągnięć Gospodarczych w Moskwie, ale ostatecznie się nie przyjęła.

Oryginalnym eksperymentem jest kino sferyczne. Jego ekran ma kształt czaszy wielkiej kuli, wewnątrz której widzowie siedzą, a właściwie półleżą na fotelach amfiteatralnej widowni. Ekran jakby otacza ich, a wyświetlany film pozwala im na przelot helikopterem nad zmieniającym się w dole krajobrazem, ptaki fruwają nad ich głowami, a nawet lew przeskakuje nad widownią w pogoni za zebrą. Przez lata prosperowały dwa takie kina w Paryżu, lecz w 2001 r. jedno z nich na La Defense zbankrutowało z braku widzów.

Najświeższej daty jest kino stereoskopowe (równocześnie stereofoniczne). Cechuje go względnie mała sala, olbrzymi ekran (w Krakowie 24*18 m) i oczywiście konieczność używania przez widzów specjalnych spolaryzowanych okularów. Wyświetlany film daje absolutne złudzenie trójwymiarowości. Widzowie uchylają się przed spadającymi z góry kamieniami podczas górskiej katastrofy, aktorzy podchodzą na odległość wyciągniętej ręki, a na koniec filmu (o dinozaurach) niejeden z widzów sięgał ręką, by złapać za mordkę maleńkiego tyranozaura, który szczerzył zęby pół metra przed nimi.
Zapewne i ten eksperyment się nie uda, gdyż wymaga bardzo skomplikowanej i "ciężkiej" technologii . Mianowicie krążek 40-minutowej taśmy filmowej, o szerokości siedmiu centymetrów, długości 4,5 km, waży 200 kilogramów, wyświetlany jest w położeniu poziomym itd. Nie da się porównać tej skomplikowanej technologii stereoskopowego kina ruchomego z prościutką technologią stereoskopowego fotoplastykonu sprzed 60 lat. Tak jak trudno porównywać barwną akcją filmową z trójwymiarowym statycznym, czarnobiałym obrazkiem. A łączy ich na pewno tylko czas przemijania.

Kraków, 15.02.2002 r.

Powrót do poprzedniej strony